O informatyce, po swojemu, inaczej

Listopad, baty i powrót – potęga informatyki

„Zdjęcie powyżej bardzo wymowne – doskonale jednak wiemy, że każda potęga w nieodpowiednich rękach potrafi stać się ułomna, wręcz kulą u nogi dla właściciela. „

No więc dla tych, którzy nie zwiedzali fan page’a strony, który de faqto żyje swoim życiem – zaniedbałem swoich odwiedzających bezpośrednio tutaj. Oczywiście szybko się tłumaczę i szczerze przepraszam za zaniedbanie was. Jednak bogatszy o nowe doświadczenia, w tym okresie szczególnym postaram się zgasić ten płomień niedosytu w was.


Kiedy już jesteśmy przy tym zaniedbaniu pozwolę sobie o nim trochę dłużej popisać.

Mój profesor od informatyki dał mi znać, że właśnie to rozpoczęła się olimpiada z informatyki. Nakręcony jak mały robot rzuciłem pozostałe rzeczy w kąt, aby skupić się na tych 5 zadaniach… Niestety zaczęły mi one spędzać sen z powiek – nie szło praktycznie nic … no i okazało się po dzisiejszym wysłaniu niestety tylko 2 z 5, choć z perspektywy czasu to aż 2 z 5 zadań po wstępnym przeprowadzeniu testów system poinformował mnie, że zamiast wyników oczekiwanych prze ze mnie i stricte maszynę, która to sprawdzała sypie błędy – no trudno w tym roku się nie udało.

Korzyści jakie z tego przyszły są niewyobrażalne – nabyłem dużo więcej wiedzy z C++, mimo tego że nie osiągnąłem pożądanych rezultatów. Nabrałem jeszcze większego zapału do pisania czegokolwiek w C++, ponieważ po drodze spotkałem, czysto przypadkowo dużo bibliotek, o których nie miałem pojęcia, że istnieją. Dodatkowym i ważnym elementem jest, że wyprzedziłem trochę program z matematyki, bo już wchłonąłem permutacje i wariacje do głowy.

No i według mnie pogłębiłem dwie, według mnie ważne rzeczy – cierpliwość i zdystansowanie co do rezultatów.

Po tylu godzinach spędzonych nad tym nabrałem jeszcze większego spokoju, a kiedy pytali się mnie – ” stary ile jeszcze Ci czasu zostało?” to już nawet, gdy wysyłałem dziś tylko 2 rozwiązania nie przejmowałem się, że mi się nie udało. No i przy okazji przeszedłem do drugiego – tego magicznego zdystansowania.

Świadomość tego co chciałem osiągnąć przestała być presją – z jednej strony miałem wrażenie, że jest to zrezygnowanie – ale nie dziś, gdy otrzymałem od razu wstępne wyniki analizy.

Cały czas ciągnę o czymś nowym i nowym – no i teraz przydałoby się to już może podsumować. Nie – za wcześnie.

Myślę, że materiał, który teraz będę tu udostępniał, bądź pisał stanie się jeszcze bardziej dojrzały, bardziej precyzyjny i już nie taki chaotyczny. Obawiam się tylko, że potrzebna będzie już głębsza wiedza z Twojej strony czytelniku moich wpisów. Nie zrozum mnie źle ale zazwyczaj jest tak, że im bardziej się ktoś w coś zagłębia to pojawia się coraz więcej słownictwa z branży.

Chcę jeszcze powiedzieć coś właśnie o tej informatyce – to chyba będzie ta puenta dzisiejszego wpisu.

Po tej 25 dniowej przeprawie doszedłem do wniosku ile pracy ponad normę trzeba włożyć, aby mieć chociażby złudzenie, że zbliżasz się do wyniku, że masz rozwiązanie. To są ilości nieporównywalne według mnie z innymi przedmiotami chociażby z jednego powodu – tu wchodzi własna kreatywność, wiedza i doświadczenie w pisaniu stabilnych algorytmów, bo o ile w fizyce, czy chemii, biologii, a nawet matematyce masz podstawy, aksjomaty, twierdzenia, dowody, które mówią, że tak musi być to tu tego nie masz – tu dostajesz pusty notatnik, w najlepszym wypadku środowisko do pisania programu i …. zanim ruszysz z miejsca musisz już sobie przypomnieć te prawa i inne rzeczy, które znasz z fizyki, matematyki, chemii, czy biologii – bo komputer źle pokierowany potrafi obliczyć i pokazać nierealne. Ty wiedząc co chcesz osiągnąć i nawet znając sposób tego rozwiązania musisz usiąść i jeszcze raz się zastanowić nad nim – by krok po kroku – jak ojciec synowi, czy nauczyciel uczniowi pokazać, co trzeba zrobić, aby osiągnąć sukces pamiętając o tym jak komputer jest ułomny na nasze wyjątki, o których wiemy ale nie mamy pojęcia jak o nich powiedzieć naszej maszynie, by nas zrozumiała.