O informatyce, po swojemu, inaczej

Trójgłowy smok, rozrywka i sporo pracy

Padam na twarz po tym weekendzie i już… kurcze drugim dniu pracy. Działo się tyle, że aż ciężko opisać. Przepraszam też za długą przerwę ale po prostu teraz zostały mi już ostatnie dwa tygodni szkoły, więc potrzeba trochę zobaczyć co tam w tym semestrze się działo.

Nie wspominając o tym, że wyjechałem sobie z domu, świetnie się bawiłem i wypoczywałem podczas mojej nieobecności już złożone wnioski w czwartek czekaliśmy na zaksięgowanie wysłanych pieniędzy odnośnie tej całej migracji – wczoraj otrzymałem authinfo, którego trzeba pilnować jak oka w głowie, ponieważ jest to unikalne dla każdej domeny i każdy dostawca jest zobowiązany jest do wydania tego właścicielowi, a sama procedura jest różna zależnie od firmy, w której o to się staramy. Dzisiaj już około 15 nastąpiło oficjalne, kompletne przeniesienie adresów dla szeroko pojętego Internetu. Niestety nie wszyscy potrafią rozstać się ze starymi skrzynkami…

Namnożyło się trochę zajęć ale i dziś szybko już zostało wiele zakończonych. Strona nowa nie powstanie (niestety z mojego punktu), zostajemy przy starej i będziemy ją lekko modyfikować. Pozostaje mi pobawić się w wolnej chwili i po prostu zawieszać tutaj przykładowe. No cóż… szoda

Dodatkowo okazuje się, że człowiek, który miał największe pretensje odnośnie skrzynki to prawdziwie zacofana jednostka technologiczne. Także już się nim nie przejmuję, bo jeszcze wczoraj zdążył mieć pretensje, że nie był przygotowany na coś takiego itd.

Oprócz tego, najciekawszym wydarzeniem dla mnie była walka z serwerem, na którym stoi księgowość. Z perspektywy czasu okazało  się, że zabieg naprawy jest prosty (oczywiście tak mówię po fakcie). Po raz pierwszy miałem poważne starcie z Debian konsolowy i spółka w postaci Firebird i Papirus SQL firmy SoftHard. Nie zarzucam nic firmie SoftHard, bo kontakt ze wsparciem technicznym oraz udzielona pomoc była bezbłędna, tyle tylko, że wiadomo support w drugim całkiem miejscu nie ma pojęcia jak była stawiana sieć i musiałem działać sam.

Okazało się, że pliki utraciły swoją ciągłość i Debian cały czas dopominał się o puszczenie fsck manualnie. Tutaj właśnie zaczynały się schody, bo musiał zgadnąć hasło do root’a, które zostało zmienione. Następnie prześledziłem pół Internetu o Debianie co jak i po czemu. Podobnie z Firebird’em, aby ustawić tą konfigurację i łączenie się z bazą danych. Na szczęście po uh… 4 godzinach księgowość wróciła do pracy. W firmie wszyscy mi współczuli siłowania się z tą maszyną ale ja jestem z siebie dumny. W zasadzie w 4 godziny nauczyłem się obcować z konsolowym Debianem, edytować w nim pliki tekstowe i poznałem dużo praktycznych komend.

Także w zasadzie od środy do środy był to zwariowany tydzień pełen rozrywki, kończąc na wyzwaniu z bezcennym doświadczeniem.